Pianino całowane wiotką białą dłonią
Świeci w różano-szarym niepewnym wieczorze,
Gdy uskrzydlony płynie cichą zmierzchu tonią
Ton, znany w bardzo dawnej zapomnianej porze,
I błąka się tęskliwy, zalękniony może,
W tej komnacie, co jeszcze oddycha jej wonią.
I cóż w tę porę zmierzchu letniego kołysze
Zmęczoną duszę moją tak cicho i słodko?
Jakiż to głos pieszczony zapomniany słyszę?
Czego ty chcesz, wytworna, rozśpiewana zwrotko.
Konająca powoli poprzez letnie cisze
U otwartego okna, które wonią dysze?