Wreszcie, dzięki wujaszkowi,
Zbyłem się matury;
Teraz trzeba człowiekowi
Drapać się do góry.
Plan już mam, z nim to popłynę,
I chwycę los za czuprynę!
Najprzód ruszam na wszechnicę,
Gdzie, jak sobie wnoszę,
Po łebkach, z nauk zachwycę
Wszystkiego potrosze.
Już ja to wiem, jak w godzinę
Chwytać rozum za czuprynę.
Kolegom nie będę sporny,
Warunek konieczny;
Dla możnych, będę pokorny,
Względem reszty — grzeczny.
Z własnem zdaniem nie wypłynę;
Schwycę przyjaźń za czuprynę.
I zostanę adwokatem,
Albo profesorem;
Wszystko zresztą, jedno, zatem
Może i doktorem.
Gdzie najłatwiéj, tam zawinę
Targać ludzkość za czuprynę.
Za zasadę stawiam sobie,
Że świat jest ladaco;
Zatem i kroku nie zrobię,
Gdy mi nie zapłacą.
Ach! już dziś połykam ślinę,
Jak schwycę grosz za czuprynę.
Mając tysiączków w kieszeni
Choć sto, dajmy na to;
Człowiek panie się ożeni,
Rzecz prosta — bogato.
Niby to z miłości ginę ...
Potem teściów za czuprynę.
Będę miał miljon nareście;
Guldenki! rubelki!
I pójdą szepty po mieście
Co za człowiek! wielki!
Dopieroż nastroję minę!
Będęż darł świat za czuprynę!
Najgorsza śmierć; bo zapewnie
Spotka mnie niestety!
Przynajmniéj że rykną rzewnie
Ach! po mnie gazety.
Napiszą że w niebo płynę,
Że świat drze za mną czuprynę...
Lecz po co obrazy smutne,
Radość życia celem;
Pójdę lepiéj w bilard utnę,
Potem, z przyjacielem,
Jaśniéj moją myśl rozwinę,
Jak brać losy za czuprynę.