Trzy w szczerem polu gromady stały,
A trzy nad niemi sztandary wiały.
Więc ci, co z prawej na polu stali,
Sztandar niebieski w górze trzymali;
Po lewej stronie ogniste grono
Wzniosło chorągiew w górę czerwoną,
A między nimi, patrząc nieśmiało,
Stała gromada z chorągwią białą
I, jakby ducha nie miała w łonie,
Chwiała się ku tej i tamtej stronie,
A czasem jeszcze, nie wiedzieć czemu,
Dawała pokłon komuś trzeciemu.
I rzecze prawa lewej: „Wstecz!
Bo mam z dawniejszej stali miecz.“
Lewa odrzecze: „Wyście próchno,
Oddechy wasze grobem cuchną!“
Więc prawa znowu: „Z drogi szał!
Nasz ród na przedzie zawsze stał.“
A lewa na to: „Z nami, z nami!
Bo was zostawim i pójdziem sami!“
„My nie rozstrzygniem“ — rzecze nieśmiało
Chwiejna gromada z chorągwią białą.
Więc się tymczasem trzeciemu kłoni,
Co się zwać kazał panem tej błoni.
I kiedy to się działo na ziemi,
Tkwił ptak ze skrzydły, jak śnieg, białemi
W chmurach i czekał, która gromada
Ponad innemi górą zawłada.
A gdy doczekać tego nie może,
Zakracze smutnie: „Mocny mój Boże! —
Gdzieżby to oni zaszli już byli,
Gdyby z trzech — jeden sztandar zrobili!“
1860.