Na stanowisku

Wędrowna trupa nową sztukę wystawiała
W szopie, co się świątynią Melpomeny stała;
Małomiejska śmietanka już obsiadła ławy,
A parter po złotówce zajął tłum ciekawy.
Orkiestra z pięciu grajków dudliła siarczystą
Polkę, w której się puzon kłócił z klarnecistą....
Od godziny czekano na dzwonek suflera —
Kurtyna nie szła w górę mimo głośne krzyki
I tupania znudzonej czekaniem publiki....

— „Pierwszy komik — mówiono — jeszcze się ubiera“...
Za sceną, na podłodze, w ciasnej garderobie
Leżał mężczyzna.... kostium błazna miał na sobie,
Łysa peruka zwisłą nakrywała głowę.
Nos przyprawny i lica były karminowe.
Nad nim klęczał z lancetem w drżacej ręce lekarz
I dyrektor stał blady z miną skłopotaną....

— Cóż?...
— Finis, serce pękło.
— A pił jeszcze rano!...
Potem ku drzwiom się rzucił:
— Franek, czegóż czekasz?
Brać kostyum i na scenę, w sali pełno osób,
Zastąpisz go.... spektaklu odkładać nie sposób.
.................
W dziesięć minut zasłona pomknęła do góry,
Klarnet ostatnie takty dudlił uwertury,
Śmiech się rozległ na scenie, a oklaski w sali....

Aktorzy z tajemniczą grozą w kąt zerkali,
Gdzie leżał pod firanką zimny trup ich brata....

Tak się tragedia życia z farsą sztuki splata.

Czytaj dalej: Choina - Marian Gawalewicz