Mówi mama, ojciec, ciotka.
W całym domu jedna plotka
Żem kapryśna — to i cóż?...
Kapryśnica jestem sobie —
Może z czasem się przerobię,
Jestem, jakam jest — i już.
Czasem mi się na śmiech zbierze,
To się śmieję głośno, szczerze,
Psocę, broję, że aż strach!...
Potem nagle coś się stanie,
Śmiech się urwie, w nowej zmianie
Milczę, wzdycham, oczy w łzach.
Zkąd to wszystko, czyja wina,
Żem tak dziwna jest dziewczyna —
Ani o to pytać śmiem —
Przyjdzie, pójdzie, znów powróci,
Raz weseli, raz zasmuci,
Ale czemu? — czy ja wiem!...
Czasem piosnka się przyczepi,
Od słowika śpiewam lepiej....
Lepiej — nie, lecz głośniej — tak:
Niechże tylko kto pochwali
Oho, ani tonu dalej —
Milknę, jak spłoszony ptak.
Wszytko chciałabym na opak,
By się każdy kochał chłopak
I w miłosny popadł szał —
Tylko gdy niebaczny powie:
„Kocham“, — klątwa jest w tem słowie,
Cały urok jakby zwiał.
Błąka mi się myśl bezbożna:
Gdyby można, co nie można —
Tożbym miała radość w tem!
Lecz gdyby znów wolno było,
Pewnieby mnie nie kusiło —
Tak i tak źle.... czy ja wiem?!...
Czasem to się tak zachmurzę,
Jakbym w sobie niosła burzę
Na calutki boży świat —
Lecz za chwilkę w chmurnem łonie
Najjaśniejsze słonko płonie —
Serce, jak na wiosnę kwiat....
I nuciłabym piosenkę,
I pobiegła ręka w rękę
Z kimś na kwietny dywan łąk
Szukać szczęścia, bujać mile,
Aby.... rzucić go za chwilę
Ach i wyrwać mu się z rąk.
Taki kaprys, żal się Boże —
Ludziom życie zatruć może,
Wszystko to jest, wszystko złem....
Kiedy miłość raz uczuję
To się pewno ustatkuję. —
Powiadają.... czy ja wiem!...