Znane dzieje

Wysokie czoło ukrył w kapturze,
Skrzyżował ręce i blady
W gotyckim oknie stanął na chórze —
W oczach tęsknoty miał ślady.

Chłodne, jak grobu klasztorne mury,
Pleśnią pokryte wiekową
Cień mu rzucały na twarz ponury,
Gdy z pochyloną stał głową.

I patrzał cichy, jak widmo senne
W świat, co tak blisko za kratą
Stroił się w słońca blaski promienne
W zieloność, kwiaty i lato....

W dole srebrzyste szemrały zdroje,
A u strumyka na łące
Młodych podróżnych śmiało się dwoje,
Zbierając fiołki kwitnące.

A szczęścia tyle było w ich śmiechu! —
Ona, jak psotny aniołek
Figlarnie piosnkę rzucała echu,
Lubemu każdy fiołek.

Mnich patrzał długo w żywe widziadła,
Myślą się wymknął za kraty,
Głowa mu ciężej na piersi spadła....
I jemu rosły gdzieś kwiaty!...

I jemu niegdyś, dawno tak szczerze
Serce się śmiało do świata....
Jęknął ponury dzwon na pacierze —
W oknie zamknęła się krata.

II.

Rozstawiono placówki, noc zapadła wcześnie,
U ognisk odpoczywa cały obóz we śnie,
A na czatach przy krzyżu u smukłych topoli
Stoi żołnierz i duma o wojackiej doli.

Jutro słotny dzień wstanie, bo pod chmur zasłoną
Utonął księżyc cały i gwiazdy nie płoną, —
Jedna tylko żołnierza towarzyszka blada
Czasami się do niego z pod chmury wykrada.

Niekiedy wiatr zajęczy i bez echa skona,
Suchy liść zaszeleści, broń szczęknie trącona,
Lub z tajemniczym hasłem przemkną jakieś cienie —
To ront czaty odwiedza.... Głucha noc, milczenie....

Pod krzyżem na placówce żołnierz tęskno marzy,
Zapomniał, że mu czuwać kazano na straży,
Wpatrzył się w dal, gdzie z okien czyjejś chaty błyska
Pośród nocy wesoły promień u ogniska.

Smutno mu.... Ach, on również tam w dalekiej stronie
Ma chatę, w której także ciepły ogień płonie,
A w chacie żonę młodą, co gdzieś u komina
Płacze sama, kołysząc do snu jego syna....

I narzeka, że wojna jest światu potrzebą,
I o tej samej porze patrzy może w niebo
I u tej samej gwiazdy pyta trwożne serce:
Jaki mu los przeznaczył Pan Bóg na żołnierce.

Ej, ty gwiazdo zdradliwa, lepiej cię nie badać,
Jeżeli masz w odpowiedź z nieba w bezdeń spadać!...
Jutro zagrzmi zwycięstwem ta cisza złowroga,
Kto ciebie smutna wieszczko strącił?...
— Palec Boga.

III.

Tam gondola fale muska
Księżyc srebrzy po niej ślady,
W ciszy tylko wiosło pluska,
Lub z pod ciemnej kolumnady
Jakiś szept się ozwie głośniej,
To namiętniej, tu żałośniej
I zapada w noc, i tonie....

Echo niesie barkarolę —
A w pałacu na balkonie
Dziewczę smutek ma na czole
A tęsknotę kryje w łonie —
I w toń ciemną zapatrzona
Zwiędłe kwiaty zrywa z łona
I po listku rzuca w fale....

Cicho, ani wiatr szeleśnie....
Po błękitnym wód krysztale
Rozsypane echem pieśnie
Wpadły w głuche morza fale.
Chyba dziś on nie przypłynie
Życzyć miłych snów dziewczynie,
Chyba darmo dziś go czeka?...

Już przed balkon dobrze znana
Nie przybiegnie łódź z daleka
Najmilszego snów jej pana....
A tak szybko noc ucieka!...
Za ostatnim kwiatem z łona
W toń łza spadła uroniona,
Księżyc stoczył się na morze....

IV.

Słońca kinkietów u samej powały
Złotawe blaski dookoła siały,
Z zielonych krzewów wychyliwszy głowę,
Zda się — pląsały gracje marmurowe,
A dźwięki walca rozlewając czary,
W wir porywały taneczników pary.

Złączeni z sobą w objęciu, po sali,
Jak dwa tęczowe motyle fruwali —
Lica ich ogniem rozkoszy pałały,
Na ustach szeptem jakieś słowa drżały....
I pierś do piersi zbliżona namiętna
Dwojga serc jedne powtarzała tętna....

Widziałem potem, jak pod wpływem czaru
Szeptali z sobą w głębi buduaru....
On do ust cisnął jej wachlarz, a ona
Skubała listki z kamelii u łona,
Potem z bukietu niechcący, nieśmiało
Wyrwała drobną konwalijkę białą.

A potem, zwykły balowy podatek,
Za wachlarz w zamian oddała mu kwiatek —
Lecz kryjąc oczy, dziwnie pomięszana
Odpowiadała: „Nie rozumiem pana!“...
I ząbków perły na koral ust kładła,
Tamując słowa.... i drżała.... i bladła...

I niby w same obojętne słowa
Plotła się cicho tych dwojga rozmowa.
Lecz kiedy hasło znów do tańca dali,
Frunęli razem z westchnieniem do sali;
Ot, jedno więcej marzenie na świecie —
I konwalijka jedna mniej w bukiecie!...

Wiecznie to samo!... kwiaty wybujałe,
W snach i marzeniach, i konwalie białe,
I te illuzje barwione tęczowo
Więdną najczęściej w jedną noc balową,
A później tylko ochłodzone skronie
Jakaś wspomnienia woń czasem owionie....

Czytaj dalej: Choina - Marian Gawalewicz