Niemodne karawany!
Przepychu ołowiany!
Ach, ta pośmiertna pompa,
Fałszowana i skąpa.
Jakieś dziwne rokoko,
Barocco, streptokoko,
W galonikach i frendzlach
Najżałobniejsza nędza...
Kiwają się anioły,
Uśmiech budzą wesoły,
W piersi biją się, rzewne,
Że są tak niepotrzebne.
Latarnie roztrzęsione,
Chudą farbą srebrzone —
Jesteś — dumna kareto —
Najzwyklejszą tandetą!
Bo śmierć jest niedzisiejsza!
Coraz cichsza i mniejsza,
Donasza stare łachy,
Dawne kiry i blachy...
Tu klepsydra — tam urna —
Któż ją przyjmie, kto uzna?
Jej losem, niedalekim,
To wyjść z mody — na wieki.
(Ludzki geniusz zdobniczy,
Z trumnami się nie liczy!
Kondukt lśni się i trzęsie
W całym dawnym nonsensie
Śmierci! Obca, rażąca
Pośród maszyn i słońca,
Spoczniesz wreszcie, zużyta,
Na starych rekwizytach...
Przy fanfarze mollowej
Własne zjedzą cię mole.