Płynie wicher
Falą letnią, obcą,
Szarpie drzewa, które liśćmi kopcą
I kierunek wskazują,
Migocąc.
Zalew obcych zwyczajów i pojęć
Topi wszystko co znane i swoje,
Transportując nam oddal
Przemocą.
W mieście zgrzebne łopocą markizy:
Cudzoziemcy przybyli bez wizy!
Pachnie jaśmin,
Egzaltacja rośnie.
Już Polacy patrzą w oczy kobiet,
Od hiszpanów w namiętnej Kordobie
Od nomadów pustyni
Radośniej...
Już obłoki,
Podobne wielbłądom,
Biegną kłusem
I nad miastem błądzą,
Już się bieli mur
Jak w Casablance...
Już miłosne, tajne termometry
Do czerwonej doskoczyły mety
I powrócił kochanek kochance.
A PIM wieści:
Tropikalne zwały
Przeciągają nad Polską.
Upały.
Dmucha na nas
Zamorska przygoda.
Sny na ogół — nieumiarkowane.
Przewidziane,
W powietrzu,
Nad ranem,
Silne głosy słowików w ogrodach.
Naszą aurę,
Nasze emanacje,
Nasze chłody, skrupuły i racje,
Wiatr przegania,
Polem czy ulicą!
Z szumem łanów
W obce niesie kraje,
Aż je zimnem obdarzy nawzajem
I Zadumą Polną,
Osmętnicą...