Garść ziemi wezmę i klęknę u proga
Cmentarnej bramy w dniu onym żałoby
I wołać będę: O, proście wy Boga,
O wielkie groby!
O, proście Boga nie o te mogiły,
Co je bluszcz stroi, a kwiecie oplata,
Lecz coby synom i wnukom się śniły
Przez długie lata.
Proście wy Boga o takie kurhany,
Na których orły siadają i kraczą,
A wicher po nich jękami przewiany
Błądzi tułaczo.
O takie groby proście, nad któremi
Sine się gwiazdy słaniają i bledną,
Z których przechodzień na pierś bierze ziemi
Choć grudkę jedną.
O polny kamień, o piasek pod głowę,
O pacierz świerków, o brzóz białych cienie,
O szumy lasów, o liry zbożowe,
O pól westchnienie.
Proście wy Boga o takie mogiły,
Które łez nie chcą, ni skarg, ni żałości,
Lecz dają sercom moc czynu, zdrój siły
I żar miłości.
I nie o marmur, w napisy poryty,
I nie o jasne z palmami anioły,
Lecz proście Boga o wolne błękity
Nad swymi czoły.
Niech polna pliszka tam napój swój bierze,
Niechaj was zieleń obrośnie piołunów,
Ale niech matki poszyją szkaplerze
Z waszych całunów.
O, proście Boga o łzy rannej rosy,
O serc bijących dzwon głośny a żywy,
O pieśń skowronka, co leci w niebiosy
Z nad żytniej niwy.
Niechaj o grobach waszych mówią starce,
Chromą na kuli opierając nogę,
I niech to chłopię, co gra na fujarce,
Wie do nich drogę.