I.
Śpijcie, śpijcie w głuchem polu,
Pobielałe kości!
Kto powraca w dom sierocy,
Ginie od żałości.
Wyniszczona, wygorzała
Stara wasza strzecha...
Z ognisk waszych — ani iskry,
Z pieśni — ani echa.
Wyrąbane wasze wrota,
Znieważone progi;
Rozniósł wicher dobro wasze
Na rozstajne drogi.
Rozniósł wicher dobro wasze,
Złotą waszą dolę...
Zarodziło piołunami
Siane przez was pole.
Pogorzkniały słodkie miody
I białe kołacze,
Ponad starem gniazdem waszem
Kruk nocami kracze...
Zmąciły się jasne zdroje,
Płynące do morza,
Pospadały gwiazdy z nieba,
Pociemniała zorza.
Ranki idą i przechodzą
Bez słońca dla duszy,
Wybujały chwasty dzikie
W pustce tej a głuszy...
Oj, wie dobrze ziemia-matka,
Wie dobrze mogiła,
Czemu was tak na sen wieczny
Cicho utuliła...
Wiedzą o tem bujne deszcze,
Wiedzą białe rosy,
Czemu płaczą i żaleją
Nad wami niebiosy...
I te wichry rozełkane
I te czarne tucze,
Co nad chatą waszą wieją,
Jako skrzydła krucze.
Śpijcie, śpijcie w głuchem polu,
Pobielałe kości!
Kto powraca w dom sierocy,
Ginie od żałości.
II.
Śpijcie! Na grobach waszych żaden anioł jeszcze
W słonecznej zbroi,
Z hasłem, co w trupich próchnach budzi życia dreszcze,
Anioł, o którym z dawna prorokują wieszcze,
Nie stoi.
Śpijcie! Ten Galilejczyk, co wskrzesza Łazarze
Ściągnięciem ręki,
Jeszcze się trumnom waszym otwierać nie każe,
Jeszcze się na wiekowe nie puścił cmentarze,
Na pola męki.
Jeszcze gwiazda zaranna, kto wie, jak daleka,
I trzecia zorza...
Jeszcze ta, co od wieków przez ziemię przecieka,
Łez naszych i krwi naszej spłynąć musi rzeka
Do morza!