Stróż był chłopak zręczny, młody,
Śmiało nura dał do wody,
A jak kaczka pływał dzika,
I wyłowił podróżnika.
Chata stała niedaleko,
Idzie, z Janka strugi cieką,
Za nim pędzą oba smyki,
Wyrzekłszy się Ameryki.
Po niedługiej w chacie chwili
Ślicznie Janka obsuszyli,
I nie myśląc długo wiele,
Dali Jóźka kamizelę,
Dali Stacha szarawary,
Wszystko prawie jednej miary.
A nim przeschnie mu ubranie,
Dali klusek na śniadanie.
Gospodyni patrzy rada,
Jak to panicz smacznie zjada,
Maryś patrzy też ciekawie,
Przy niej siedzi Stach na ławie,
Jakoś mu się to nie zdaje,
Że gość nożem kluski kraje.
On to łyżką je drewnianą,
By mu tylko dużo dano!
Janek, całej rad przygodzie,
Już zapomniał, że był w wodzie,
I przebrany, najedzony,
Rusza śmiało w dalsze strony.