Na szczytach

Autorka:

Ta­trzań­skie sto­ki w zio­łach toną,
I no­szą odzież roz­kwie­co­ną,
Na mchu sta­wia­ją sto­py bose,
I traw od­de­chem piją rosę...
A wy­żej ka­mień nagi bły­ska,
Szu­mią­ce zdro­je wrą z urwi­ska,
Le­cąc ożyw­czą w dół ka­ska­dą,
Z ja­sno­ścią świe­żą, srebr­ną, bla­dą...
Szczyt za­się bia­łe pie­nią śnie­gi,
Jak pu­har, pe­łen aż po brze­gi,
Zła­ma­nym bły­skiem słoń­ca miga,
I wiecz­nym chło­dem w lód za­sty­ga...
Wę­dro­wiec w niż­niach zry­wa kwia­ty
I pier­si krze­pi świe­żą wo­nią;
Na po­ło­ni­nie zdrój skrzy­dla­ty,
Jak pta­ka w lo­cie chwy­ta dło­nią;
Aż gdy lo­do­we gór wi­dzia­dło
Tchem swym za­stu­dzi krew na szczy­cie,
Wte­dy się pyta z twa­rzą zbla­dłą:
„Życie! Gdzie je­steś, cie­płe ży­cie?”

Wier­chy! wy wier­chy za­mro­żo­ne,
Na dy­amen­to­wą gór ko­ro­nę,
Po­sęp­ne sio­stry czar­nej chmu­ry,
Wy nie je­ste­ście ser­cem góry...
Prąd, co z ro­dzin­nej bije zie­mi
Tęt­na­mi mło­dych sił ży­we­mi,
Wam nie prze­ni­ka pier­si drże­niem
I nie zaj­mu­je krwi pło­mie­niem...
Za­sty­głe w bie­li, ni­skim sto­kom
Cię­ży­cie masą gra­ni­to­wą,
I zim­ną, tru­pią wa­szą gło­wą
Dech za­mra­ża­cie tym ob­ło­kom,
Co deszcz wio­sen­ny zie­mi nio­są,
I plo­ny pra­cy krze­pią rosą...
Gdy bu­rza sie­cze wa­sze cia­ło
I pio­ru­no­wą kry­je sza­tą
Lo­do­wisk wa­szych płach­tę bia­łą
Po­nad gó­ral­ską wi­dzę cha­tą
I drżę, i py­tam prze­ra­żo­ny:
Ach! naco gó­rom te ko­ro­ny?

Czy­taj da­lej: Ojczyzna moja – Maria Konopnicka