Jankiel grać przestał

Jeszcze ręki nie odjął, struny jeszcze dźwięczą
I muzyka rozsnuwa czaru sieć pajęczą,
A tu gwałt się podnosi Cymbalistów wielu
Zakrzyknęło, że grać chce.

Odejdź-że, Jankielu!
Nie zamek, ani ugór, lecz pasmo twej brody
Dzieli — każdy to widzi — dwa zwaśnione rody;
Niechaj ciebie nie stanie, a już nie omieszka
Zgodę zawrzeć z Soplicą skłócony Horeszką.
„Kochajmy się* I zakrzyknie, aż ucichną waśnie.
Zgrzytnęła Targowica? Nie, to Jankiel właśnie!

Powstał sam Podkomorzy, spraw granicznych sędzia,
Ciszę czyni dokoła i czyta orędzia,
Wzburzonych mitygując lekkim ruchem laski:
.Chłop wciąż bardziej (oklaski) garnie się (oklaski)
l...(grzmot hucznych oklasków, aż z okrzyków licznych
Lecą szyby tłukliwe w sklepach okolicznych)
Widząc się niesłuchanym od młodzieży hożej,
Skracać mowę swą począł mądry Podkomorzy.
Jeszcze tylko rzecz całą ujął gospodarczo
I o dobrach powiedział, dlaczego nie starczą,
Ale ledwie wspomina o „domknięciu nożyc”,
Już nóż błyszczący toczy prędki podkomorzyc.

Słychać krzyk cymbalistów: „Jeśli dalej będą
Jankiele nas zatruwać, to kraj nasz arendą
W ręku ich stać się może jako stragan w rynku!
Niech się polski chłop truje w naszym polskim, szynku!”

Coraz głośniej w gromadzie; krzyczą, gwiżdżą, piszczą..
Ciemnieje. Słońce zaszło. Tylko noże błyszczą.
Lecz cóż to za postacie? Skąd ten głos nieznany?
To wśród tłumu uczona kręcą się buchmany.
Ale byś ich nie poznał: strojni w pióra pawie
Nowy niosą argument w mądrej swej rozprawie:
O krwi mówią — że obca, nigdy, że przelana
(Tutaj Podkomorzego ścisną za kolana)
Mówią, że krew na zawsze wiąże z sobą braci:
Jeden dziś za drugiego, jako dawniej płaci

A wtem-patrzcie! Tam! Patrzcie! Tam! Na nieboskłonie!
Dziwne jakieś zjawisko strasznym blaskiem płonie...
A gdzież Jankiel? Jankielu twoja wina, że ta
Pięciopromienna gwiazda, złowróżbny kometa
Stoi nad Soplicowem: nie żeś nie mógł dowieść,
Że kłamstwem jest o Mędrcach Syjonu przypowieść,
Lecz że Woźny z Soplicą i Klucznik z Horeszką
Są orłem tej monety, którejś ty jest reszką!
Cóż-ie nieraz z twej ręki nowe brzmiały nuty?
Warczeć, bracia, ujadać głośno a dopóty,
Aż zagłuszym instrument (warczmy, bracia, warczmy!)
Zmilknie muzyka—zostanie tylko szyld u karczmy...
Zapomnijmy na chwilę, że gdzieś w mglistej dali,
Przed tłumem nieprzyjaznym, w chłodnej, obcej sali
(Jak to łatwo zapomnieć w pasji krwi junackiej!)
Ten sam koncert wciąż jeszcze blady gra Mochnacki..
Już brzmią nowe melodie, nowy marsz wspaniały,
Cymbaliści go grać chcą, więc dźwięczą cymbały!

Czytaj dalej: Tragiczna świeca - Leonid Fokszański

Źródło: Szpilki, r. 1938, nr 8.