Śliczny pogrzeb

Umarł.
Chowali go ładnie, bogato.
Zeszło się dużo narodu.
Było lato.
I z tego powodu
każdy poczytał sobie za świętą powinność
przynieść jakąś roślinność,
bądź to w polu zerwaną, bądź to zakupioną w kwiaciarni.
Były więc wieńce, bukiety, pęczki, gałązki i liście.
A specjalni i panowie cylindryczni i czarni
dzierżyli zielone kiście;
oczywiście.

Oczywiście ciż sami
złożyli wieniec z szyszkami,
który ufundowała nieutulona w żalu małżonka.
Prócz tego, na trumny część przednią
złożono wieńce dedykowane odpowiednio,
od towarzystw, które w zmarłym traciły długoletniego członka.

Od znajomych były girlandy pełne szyku.
(zawieszono na czarny wóz je)
A koledzy przynieśli wielki krąg nieśmiertelników:
dyskretną aluzję.

I nawet ci, co zawsze dają anons w gazecie
i, zamiast na grób, kładą na Dom żywych jeszcze Starców,
dziś jakoś zmienili się bardzo
— może dlatego, że w lecie —
i złożyli w naturze
róże ....

A nieboszczyk w trumnie, czyli na granicy dwóch światów,
na łokciu się wygodnie ustawił
i patrząc przez dziurkę od gwoździa
aż gębę rozdzia—
aaawił;
Boże — szepnął — Boże, co tu kwiatów!....

Czytaj dalej: Tragiczna świeca - Leonid Fokszański

Źródło: Szpilki, r. 1938, nr 16.