Piękno natchnęło swym geniuszem mistrza,
a on w kamieniu młotem żywe dzieło stworzył -
posąg boskiej piękności.
Gdyby posąg ożył,
gdyby usta w kamieniu zakrzepłe wykrzywił,
nie przeraziłby tłumu swym życia wskrzeszeniem,
nikt z ludzi by się życiu Posągu nie zdziwił,
tak był piękny.
A błyszczał jak gwiazdy geniuszów.
Usta - jak krwią nabiegłe, tętniące w kamieniu,
włosy - myślałbyś, źe się w łunę złotą spuszą,
oczy od łez kamiennych błękitnie się mienią.
Posąg tak ducha pełny, źe serca porywał
i niósł wysoko, pięknem olśnione w przestrzenie,
gdzie gorąca, tętniąca wrzała Prawda żywa,
spieniona w perłowate, tęczowe strumienie.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Ludzie pijani pięknem tańczyli weseli.
Laur się w wieńcowy grynszpan wkoło mistrza plecie;
śpiew rakietowym blaskiem w powietrze wystrzelił:
że dzieło to jest chyba największe na świecie!...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Zza tłumu wyszedł człowiek ogromny, szeroki,
wyszedł, zaśmiał się głośno i zęby wyszczerzył.
Wszystko wkoło umilkło. On stał zawalisty.
Nagle... chwycił maczugę... i w posąg...
uderzył!!!...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Rozprysł się srtebrnym zdzwonem,
krople w niebo padły...
Tłum zachwytem rozgorzał, rzekłbyś: płomień wznieci,
i śpiewał znów wielbiący i wijący laury:
że sen ten czyn to rzecz chyba największa w świecie...