Ściągnij, Panie mój, żądzę, co mi oczy mruży,
choć je rozpala ciemno i ogniem jak gdyby
nalewa. Cóż mi po niej, kiedym w niej nie żywy,
ale jakby z papieru rozżarzając róże?
Ściągnij, Panie mój, żądzę, która, kiedy konie
lotem obłoki krają, jak mleczność odwieczną,
jest we mnie jak wołanie w grobie - niedorzeczną
jak czarny krzyż, jak kamień i jak ciemny płomień.
Ściągnij, Panie mój, usta, co są poza moim
wołaniem, a wołają obcym niepokojem.
bo kiedy razem z ziemią pługi trupy krają,
jeszcze ze mnie te usta o krzywdzie wołają.
Ściągnij, Panie mój, ręce, co się niebu wznoszą
i jeszcze lotu krzyczą, jeszcze mścić się proszą,
bo kiedy po ciemności błądząc - trupom bluźnią,
jakże mnie, com zrozumiał, zemstę mieć - na próżno?
grudzień 41 r.