Tamta ulica
wymarła obcymi ludźmi.
Kawki ciężko spadają na dachy drzew
w umierającym śnie,
matko!...
dzień zmierzchający nas woła.
Barkami powiek ciężko mocować się z jawą,
dzień do stawów - do wspomnień jak w ciemne podwórza odchodzi.
Każdy człowiek
spotkaniem rozprasza wieczór,
gdy w chłodzie
ulic uwiędłych przechodzą oczy.
Matko,
ludzie wybuchł i lawą w ciszy naszych ulic,
cisza rwie się z rąk
jak ptak,
do ust nie da się przytulić,
boi się krwi słów.
Matko!
serca biją fiołkom w umarłych wąwozach,
może ostatni powrót dzisiaj
zdobądź,
Matko!
to dzwon - to serce pęka tobą