(Rufferowi).
Hej! z wieścią idę, że wiśniowe sady
We mgłach, milczące... Otwieraj komnaty,
Puść mnie; a oto z trwogi jestem blady...
W zanadrzu niosę ci umarłe kwiaty,
Wetmij je niby kwietne całowanie
Z ust moich — smutne od sadów posłanie.
Szumi a szumi sad i w mgły się stroi,
I o skonaniu wszem naokół prawi...
Otoć wysypię kwiecie u podwoi —
Och I łza na kwiecie padła,
Serce krwawi...
Wiosenna mara między nas się ciśnie,
W komnatę wchodzi...
Woń cudna się kładzie
Na dusze smutne!
Bujasz, o duszo, gdzieś w wiśniowym sadzie...
O, jako pachną wiśnie,
Niby królewskie w kadzielnicy ziele,
Tak ono kwiecie wonieje wiśniowe...
I oto stąpa dusza twoja blada,
A kwiecie drogę całą cicho ściele,
I oto kiedy w górę wzniesiesz głowę,
Na usta pada, i na oczy pada,
Kwiecie wiśniowe...
Otwórz komnatę, bo mi jesień zwarzy
Umiłowane cudne kwiecie twoje
Kradzione wichrom, z pod śmiertelnej straży...
Wiśniową bielą czoło ci ustroję,
Może ożyje jeszcze i zabłyśnie:
Przypomnisz wiosnę
I kwitnące wiśnie.
Zamarzą ci się owe białe puchy,
W miesiącu srebrne, promieniste w słońcu,
I szmery owe i owe posłuchy,
I smutny anioł gdzieś na ścieżki końcu,
Chodzący pośród kwietnych malowideł
I strząsający puchy końcem skrzydeł...
Zamarzy ci się wiosna...
Twoja wiosna.
Otwórz komnatę i wyjdź!
I wetmij kwiecie w ręce
Albowiem dziwne są w niem tajemnice:
W ciszę zapadnie serce, — jeśliś w męce,
A jeśliś w smutku, — rozradujesz lice,
A jeśliś cały jak w tęczy, w uśmiechu —
Załkasz i braknie ci do słów oddechu..!
Otwórz... Hej! jesień idzie,
Idzie burza!...
Skryć mi potrzeba twe wiśniowe puchy,
Bo oto niebo całe się zachmurza
I z gromów będą i z mgieł zawieruchy...
Otwórz, bo burza rośnie...
Weźmij na piersi kwiat,
A każdy sen twój niech będzie o wiośnie!...