Śnieżek drogi zasypał,.
ledwo nasz konik dobrnąl,
księżyc jak lira krzywa
płakał pod wierzbą drobną
Psy wybiegły naprzeciw
z ogonami srebrnymi
i latarkę zaświecił
stary stróż.
A już dymił
barszcz na stole. I z wazy
szła para do powały,
gdzie Merkury trzy razy
musztrował Olimp cały.
Aż Jowisza przesunął,
jak mebel, na mą duszą,
trząsł skrzydłami u nóg
i tym kaduceuszem.
A myśmy na kanapce
czort wie jakiego króla -
i nagle blask jak rapier:
to z lampą weszła. Julia
(ta z Werony).
Spójrzcie: po schodach z nieba
noc schodzi w mróz okuta.
A tutaj ja, fortepian,
płomyczki w lichtarzach, blask w nutach.
A gwiazzdek coraz więcej
w szparach okiennic i dalej.
Julia złożyła ręce
i zaśpiewała arię...