Mówcie sobie, co chcecie,
Bruksela ma swój czar:
Dobrze w deszcz chodzić koło
Galerie des Beaux Arts.
Piwo zaraz na rogu,
pod wywieszką "Ange d`or",
a owoce i kwiaty
naprzeciw Gare du Nord;
tamże, jeśli ochota
na dziewczyny i dzban
najzlocistszy (gdy słota):
Hôtel Duc de Brabant.
Na bułki "pistolety",
na kawę mówili "fyltr".
Ciężka Wenus belgijska
nosi we włosach mirt -
więc pan siada, powiada:
- Oh, mademoiselle,
(do tej Wenus) ja proszę:
embrassons nous, ma belle.
Oczywiście całuje,
tuż pod uchem, ol tam...
Jest niedziela w Brukseli
w Hôtel Duc de Brabant.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - -
A wieczorem, kochani,
a wieczorem - oh, yes!
chodzą Amerykanie
i śmieją się do lez;
zatrzymują tramwaje,
grają psalm na gitarach,
księży c z nieba ściągają
za półtora dolara;
ulica jak tanecznica
przed wariatami mknie;
wpinają jej tulipan
we włosy jak we mgłę.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
To niedziela w Brukseli
nad nami i przed nami -
srebrne drzewo dzwoniące
obwieszone
papugami.