Naczepił ją na ulicy
i zaczął zawracać głowę,
że ją zna, że ją widział w Galilei
pod drzewem figowem.
Że to był wieczór z muzyką,
która z ziemi szła i z niehiosów, i z kwiatami -
że wtedy - mówi - stałaś pod figą
z tymi opuszczonymi rączkami.
Miałaś - mówi - tylko skórę na biodra,
a na ramieniu gołąb i motyl,
a noc zaręczała się modra
z księżycem, pierścieniem złotym.
I tak jej głowę zawracał
może z dziesięć minut bez mała,
ale ona nagle wsiadła w tramwaj
i odjechała, i odjechała.
Więc dopędził ją gdzieś na placu,
gdzie był król z mieczem na rumaku,
i znowu mówi: - Znam ciebie
i twoje klatki pełne ptaków.
Jeszcze zanim byłaś w tym mieście,
już wiedziałem, gdzie byłaś przedtem,
to ja przecież zgubiłem twój pierścień
i znalazłem, i z pierścieniem jestem.
I kostki nóg twych znam tak dokładnie,
i twoje ptaki oswojone -
pomyśl, jak by to było ładnie,
gdybyś mi chciała być za żonę.
Oburzyła się na to dziewczyna
i powiada: - Pań się zapomina!
A tu nagle śnieg zaczął padać
i zgubili drogę oboje,
więc jej zaczął coś tłumaczyć i przekładać,
a ona mówiła: -Ja się boję.
A on ciągle pokazywał pierścień
i na śnieg krzyczał, i wołał.
Pełni śniegu dotarli wreszcie
do ze świecami kościoła.
Tam było cicho i bezpiecznie,
więc się ucałowali serdecznie