Rozpłakały się gwiazdy Belgii
nad mym zbłąkaniem, nad szaleństwem wielkim,
pozwoływaty się, rozpłakały się,
a jedna, ta niebieska, rzekła: mój mały.
Rozpłakały się gwiazdy Niemiec
też nade mną, żem taki szaleniec,
że za dużo ukochałem naraz,
że najgłupsza mogła zwieść mnie gitara,
świeca nagle zapalona dobrą ręką
i świecące przy tej świecy loki,
księżyc mały i wielkie obłoki,
i przechadzki przez most pod wiatr z piosenką.
Poszeptały coś gwiazdy niemieckie,
a ta niebieska zapłakała jak nad dzieckiem.
Gwiazdy czarne nad Notre-Dame
też widziały, jak bardzo byłem sam,
a to były gwiazdy Francji najlepsze.
Więc gdy jęły płakać nade mną,
już niebiesko było, już nieciemno
i niebieski już był most i powietrze.
A ta mała, niebieska straszliwie,
powiedziała: Ja mu się wcale nie dziwię.
Ale tylko gwiazdy Polski uciekły
i krzyczały: to był człowiek wściekły,
niepotrzebny zakochany pasterz,
niepotrzebna gwiazda nad masztem,
niepotrzebny kwiat, zbędny instrument,
niepotrzebne drzewo z wiecznym szumem,
niepotrzebna rozkochana piosenka,
niepotrzebny kościół, gdzie się klęka,
niepotrzebna ławka, gdzie się siada,
i słodycz, i noc, i zagłada.