Pewien koń, kiedy mu się znudziło jeść paszę,
zbiegł ze stajni na miasto i do kina zaszedł.
Kupił bilet w okienku, usiadł w pierwszym rzędzie
i chrupiąc czekoladkę, myśli, co to będzie.
Właśnie w kinie dawno film paramantyczny,
udzwiękowiony, barwny, superniebotyczny,
najsamprzód tłusta klempa gziła się w łazience
i dyszkantem śpiewała, że umyje ręce.
Potem auta rzęziły i strzelał rewolwer,
i ktoś do klempy tłustej śpiewał "ja cię porwę".
W drugim akcie, jak zwykle, w bostońskiej kawiarni
dwaj Murzyni płakali, że są tacy czarni,
a wreszcie, gdy szczęśliwie wszystko ukończono,
w wagonie śpiewał napis, że "palić wzbroniono".
Tutaj koń nie wytrzymał, krzyknął - A, złodzieje!
Pędem uciekl do stajni i jeszcze się śmieje.