Z koroną na czole Car zasiadł przy stole,
Służalcy ucztują przy carze;
Brzmią dworca komnaty i krążą wiwaty
W zbryzganym krwią polską pucharze.
W tem ręka nieznana płomieńmi owiana,
Na jasną wychyla się ścianę,
I ogniem na murze, jak piorun na chmurze,
Rysuje wyrazy nieznane.
Przelękły i blady, Car powstał z biesiady
Drżąc, woła wyrazem rozpaczy:
«Niech z państw mych przestrzeni tu zejdą uczeni
Odgadnąć, co napis ten znaczy!»
Na odgłos ukazu zjechali od razu
Uczeni, co w księgach czytają;
Lecz słaba ich sztuka, za mała nauka;
Tych liter, ni słów tych nie znają!
Aż pielgrzym ubogi w cesarskie wszedł progi
Nieznany ni rodem ni mianem —
Naukę swą głosi, o wejście się prosi,
I chce być carowi drogmanem.
«Przed wieki, zawoła, Bóg zesłał anioła
Z przestrogą na dwór Baltazara —
Dziś temiż wyrazy swe głosi rozkazy,
I ten pisze wyrok na Cara:
Ludzkości tyranie! miljonów wołanie
Przedarły się w niebios podwoje;
Dość łez już wylałeś, dość krwi już wyssałeś!
Drżyj Carze — zliczone dni twoje —»
Car gniewem rozżarty, zawołał na warty,
Lecz próżno się pieni i woła;
Służalcy przelękli, przed innym przyklękli,
Bo pielgrzym się zmienił w anioła! —
I w widzów zdumieniu, po słońca promieniu
Ptak boski ku niebu popłynął —
I płynąc w światłości, chorągiew wolności
Z pogonią i orłem rozwinął.