"Kochany Jerzy mój! Pisę tu stela
len list do tobie, ale jus nie place.
Co ma być, będzie. Wolno się zabielił
świat, śnieci lecom, we dźwierze kolące
śmierzć. Jus jej cekom na pościeli kicia
cas, serce lcwdy puka, oddech tracę,
śmierzć ponadc mnom stoji, tyś daleko -
nie płynom z ocy łzy - we wnętrzu pieką.
Dziś bez noc calom cosi się mi śniło,
jakby umarli powstajali z grobu,
ci, co nom w życiu było ś niemi milo,
downi znajomi; jo im z ręey ubił
kwiatki dawała, potcepod pochyłą
góre kajś ś niémik sła, ani sposobu
wypedzieć, ani to pomyśleć kany?
W jakisi jasny świat, wycarowany...
Znowa ci ludzie przychodzom zaś zdała,
w izbie na lawę rzędem posiadali:
Sabała, Maciek Siecka, stary Wala,
Giewont, Słodycka, Krzyś - tacy spaniali
jacysi... I ten, co go jus przywala
ziem, ten pon Adas, coście wroz chadzali
w góry, tyś przi nik... Z grobów powstaneni
i haw na ławę siedli - kcrdel cieni...
Ci rajom. Na flecie Siecka, na gęślikak
siwy Sabała; Słodycka, Krzyś zasię
na skrzypcak. Cudnie, bo na tyk muzykak
światło, jak w grocie Magórskiej miga się.
Grajom, a nic ig nie słychno... Po smykak
błyskajom iskry, jako na sałasic
w nocy. Pełniućka izba tego grania -
cy w dusy mojej gra? Tak do skonania?
Cy prziśli po mnie twoji przyjociele
i towarziśia?... Tak mi będzie milij
wstać do wiccności z téj smutnej pościele,
kie mi dusami swemi prziświcili...
Hej Jerzy, Jerzy! Jus mi na kościele
zwon cicho sumi... Od kwili do kwili
cas gna, a tobie niemas blisko kany,
mój złociusieńki i umielowany!...
Hej Jerzy, Jerzy! Joby jesce wstała,
jesce róż! Wgóry! Jescebyk ozparła
pierś! Jesce rozbyk we świat zaśpiewała!
Jesce na echo róż! W przepaści garła!
Jesce do wierchów roz! W jeziora!... Cała
dusa-by moja se mnie się wydarła!
Jcsce roz w lasy! W Dónajec! W potoki!
Jesce rzo, Jerzy! Jesce roz w obłoki!
Hej Jerzy, Jerzy! Jcsce roz! Podź se mnom!
Hań, na tej grani stanienie oboje!
Hha! Jaka przepaść! Jaki zryw pode mnom!
Hha! Jaka wezgłąb! Jak na hmurzc stoję!
Jerzy! Dej renkc! Kopnij prec tę zicmnom
rówień! Prec, mówicm! Wgórę obidwoje,
wgórę! Nad wody! Nad lasy! Nad hale!
Wgórę, hań, wgórę, my oba Górale!
O Jerzy, Jerzy! Taki wej sie zbliża
koniec Hanusi twojej... Oni cichną.
Nic jus nic słysę, lce byś pedział: krziza
ramiona sumiom kajsi - - w wietrze słychno...
O Jerzy! Głowa na pierś się uniża,
oni się syćka wraz ku mnie uśmiechną,
wstali i idom, a kiwiom głowami,
jakby mi fcieli pedzicć: hyhaj s nami!...
Bydź zdrów! Jo jedna miełowała tobie!
Kaś był, coś robił: jo s tobom sła wsendzie!
Prziłozys ucho kie na moim grobie:
z grobu sic jescc samo to dobendzie.
Bydź zdrów! Twój smutek jo w te rence obie
ziembnoncc biercm; co cic boleć bendzie,
co cic bolało: ja zgarniam do rcncy
i w to me serce wciskam, co się męcy...
Jo tobie jedna tutok miełowała!
Tyś się po świecie tułał, jak pijany!
Sytkie boleści twoje jo przeznała,
a cichok buła, jak kwiat popod ściany...
Jo w sercu mojóm lo tobie sukata
rady, pociechy; sukałak cie, kany
tyś bywał ino i słałak ci w drogę
mojego serca uśmiech... Cóż jo mogę?...
Ale ty, Jerzy, słys! Jest jesce świeże
limby w dolinie hań, popod Wysoką:
siądź se pod niemi, a myśl, ka ja lezę
w carnom i głuchom ziem wbita głęboko.
Tamejeś ty se mnom był... Z wirchu, od wieże
Wysokiej spadnie wiatr, chyć go seroko
w piersi i na grób przinieś mi, ten w scycie
zrodzony wiater hań - wysy, niż życie.
Jo go fcem w grobie cuć! My oba byli,
jak duhy górskie, jak orły z cichości;
tam, kany ludzie dojść nie dośmiclili:
tam my swe myśli mieli i radości.
Dzisiok hań pustki som, śnieg, jastrzomb kwili,
pustać... Stamstela do nieba noprości.
To jo myślała nieroz. Cóż - hań z progu
skalnego ino rękę trza dać Rogu.
Idze hań jesce kie, pod Batyzowski,
idź w te doliny, ka kwitnom lcluje.
na kwilę smutki odcgnoj i troski,
a taki ino bydź, jak wiatr, co duje.
Jo cię kochała tak! Jo z mocy Boskiej
popatrzcm na cię wte, serce pocuję.
Jo cię kochała tak! Nie rozumiała,
alek kochała tak - z duse i z ciała.
Jo wtedy w ocak twyk widziała świecić
jakisi cudny blask, jako z pohodnic;
jo wtedy myśli twe widziała lccić
wysy, niż Tatry, niźli gwiazdy wschodnie;
jo wtedej watrę rada była niecić,
gotowić jeść i pić, cobyś ślebodnie
myk niesłysęcy słów śmigał głębiną - -
nie rozumiałak nic - kochałak ino...
Bydź zdrów! Dalekoś kajsi!... Tu do łóżka
nie przidzies stanonć... Bydź zdrów! Nieg ci Boża
ręka pożegna!... Ginem, jako muska,
jak liść zbielały z buka; hań, w bezdroża
wiater poniesie nas - cóż jo? Dziś służka
śmierzci - kiedysi kwiat - nic... Dzika róża,
zerwana kiejsi hań - - w cichej polanie,
w miesięcnom jasnom noc - - na halnym sianie...
Na tę polanę idź -- jescc hań rosnom
same te kwiaty pod kosodrzewiną;
na tę polanę idź - z wstajęcom wiosnom - -
na tę polanę idź - tam będzie ino
z nieba mej dusy droga - - a w załosnom
śmierzci godzinie twej patrz - za przicyną
Maryji Panny z nieba ci spaść musi
róża do zimnyk ust - od twej Hanusi..."