W skrzesanych turni rozpadlinie,
w zawrotnej wysokości skalnej,
szumiący, bystry potok płynie
niedosłyszany, niewidzialny.
Ze źródeł pod szczytami ścieka, gdzie tęcza wiesza świetny nimb,
a szumu jego tam z daleka
samotnych słucha garstka limb.
Jak poświst wiatru w chmur pomroczy,
tam, z dołu, z ziemi, nie słyszany:
on szumi - i wód fale toczy
między skrzesane, ciemne ściany.
Wkoło jest pustka tak ponura,
takiego chłodu wieje prąd:
że nawet orły strzępią pióra
i odlatują szybko stąd.
I tylko potok sam, samotny,
potok potężny, srebrnopiany,
szumi w wyżynie tej zawrotnej
pomiędzy ciemne płynąc ściany.
Szumi i pędzi - i z urwiska
przez głaz, co góry - z sobą skuł,
w otchłań się czarną srebrny ciska
i leci bez pamięci w dół.
Fala za falą rwie się, pieni -
potok samotny, tryumfalny
płynie wśród ciemnych cisz i cieni,
niedosłyszany, niewidzialny.
Ha! ha! Jak krążą ponad szczyty
kłęby obłoków z wichrem w tan!
Mgieł tuman w lot się porwał, wzbity
zamachem wichru z skalnych ścian!
Ha! ha! Jak kłębią się i plączą,
jak się miotają z sobą, wznoszą,
w dół opadają - i znów rączo
nad wierchów suną się pustoszą...
Ha! ha! Jak gwiżdże wiatr i huczy,
jak huczą złomy stromych ścian -
zda się, że Szatan tu się włóczy
i w róg uderza, pustyń Pan...
A w głębi cicho, ciemno, mroźno -
w zawrotnej skalnej rozpadlinie,
w straszliwej ciszy pustką groźną
szumiący, bystry potok płynie.
Niedosłyszany, niewidzialny,
skąd wstaje tęczy świetny nimb,
płynie, a jego tryumfalny
szum słyszy garść samotnych limb.
Płynie i fale z góry ciska
w bezdenną otchłań, w zwał granitów,
i szum szeroki tam, z urwiska,
rzuca w dół z falą z chmur i szczytów.