Ballada o cyganie

Cy­gan raz przy­szedł na kró­la dwór,
cy­gan, co grał na gę­śli,
cy­gan, któ­re­mu oj­cem był bór,
a mat­ką ci­cha do­li­na gór.

l za­grał. Zdu­mit dwór cały w krąg
cy­gan, co grał na gę­śli,
że aż mu gę­śle wy­dar­to z rak:
czy­li są z drze­wa, czy z kwia­tów tak?...

I zo­stał w kró­la pa­ła­cu tam
cy­gan, co grał na gę­śli.
"Bierz zło­to, ile w skarb­cu go mam -
rzekł król - a tyl­ko graj cią­gle nam!..."

I grał - i dłu­gi spę­dził tam czas
cy­gan, co grał na gę­śli;
da­le­ko jego rod­ny był las,
a pło­mień du­cha w nim gasł i gasł...

Tę­sk­nił - lecz zło­tem oto­czon był
cy­gan, co grał na gę­śli -
i bia­ły biust tam nie­je­den lśnił,
kuty z wrzą­ce­go mar­mu­ru brył...

Aż raz, tę­sk­no­cie ule­gł­szy swej,
cy­gan, co grat na gę­śli,
opu­ścił kró­la dwór i swych kniej
biegł szu­kać rod­nych swych la­sów - hej!...

Lecz prze­bóg! Cóż to!? Tam, kędy znał
cy­gan, co grał na gę­śli,
prze­past­ne bory: był zrę­bów zwał,
wy­cię­tą pust­ką wiatr tyl­ko gnał...

I sta­nął z ser­cem skrzep­nię­tem w lód
cy­gan, co grał na gę­śli...
Jest tam nurt ci­chych, głę­bo­kich wód,
oko nie doj­rzy, kto ru­nie w spód...

Czy­taj da­lej: Lubię, kiedy kobieta... - Kazimierz Przerwa-Tetmajer