Bądź zdrowa! Całe serce w tych wyrazach mieszczę,
bezmiar tęsknoty, bezmiar żalu w nich zamknąłem...
Kochanko! Czyliż kiedy spotkamy się jeszcze?
Jak wąż pod skrzydło ptaka, przeczucie złowieszcze
wpełzło w mą duszę. Że już nie zejść nam się społem.
Ach! prędzej, niż się rano stopi kropla rosy,
prędzej, niż lilia zwiędnie, gdy mróz ziemię ścina,
prędzej, niż obłok przemknie z wichrem przez niebiosy:
przy tobie, modrookiej i srebrzystogłosej,
zbiegła mi święcona miłości godzina.
Kres nadszedł już nie zbliżyć mi do twego łona
piersi, byśmy szeptali bliskimi ustami;
cień mi twój tylko chwytać w spragnione ramiona,
gdy staniesz przy mnie, dłutem wspomnienia rzeźbiona,
gdy mnie smutek zamroczy, tęsknota omami...
Naówczas zamknę oczy, w wyobraźnię zmienię
całą moc mojej duszy i złudzony chwilę
słysząc będę twe słowa, czuć warg twoich mgnienie:
wbrew woli je podniosę - i próżno już schylę.
Tak żeglarz, gdy go okręt z wichrami w zawody
niesie w dal przez ocean bezmiernie szeroki:
gdy oczy zamknie, widzi rodzinne zagrody
i drżąc, że mgnieniem powiek sen spłoszy, na wody
Spojrzy i w żal się grąży, jak bezdeń, głęboki.
Mych uczuć jakże słabe w mych słowach odbicie!
Nieodstępna jest rozkosz i boleść dla słowa!
Głosu ptaka, gdy strzałą zraniony w błękicie,
żegna błękit i słońce, i lot swój, i życie,
trzeba mi, by ci posłać ostatnie bądź zdrowa!...