...I wiecznie pustka i znów wkoło
milczenia nocny szept o niczem...
Na niebie gwiazdy - przed me czoło
duch z każdej gwiazdy z światłem schodzi,
każdy w odzieniu jest pątniczem,
przez wielką toń powietrzną brodzi.
Ze zgiętą głową w rękach obu
jakowyś ciężar każdy niesie -
jest to z innego słany globu
dar - z gwiazd tysięcy ponad światem,
i wszystko tu, w tym ciemnym lesie,
w mieniu gromadzi się bogatem.
Tak, jest majątek ten niezmierny,
dla mego dziecka to kolenda:
ból - człowiekowi zawsze wierny
i szczęścia wieczna dlań legenda.
Bo on, ten mały, już gdzieś oczy
w nieprzegarnionej gubi zmroczy
i już "daleko" czegoś szuka...
Otóż nad nami gwiazd tysiące,
każda do okna z darem puka,
bogactwa płynie tok niezmierny:
ból - człowiekowi zawsze wierny
i pustki mroki szeleszczące...
Znam, znam ten szelest!...
Dookoła
okrąg postaci - - białe mary,
kaptur spuszczony kryje czoła - -
to są wysłańcy z gwiazd z darami...
Ah! Wiedzą, jakie niosą dary,
co rozścielają poprzed nami!...
I to jest wszystko... Niech się zrywa
kto chce i jak z jarmarcznej budy
gladjator: siły głosi cudy;
niech rzeczywista mgła opływa
wyniosłe głowy wielkiej myśli:
święty Sebastjan, czy Scaevola
w tej chwili byli niezawiśli
od bólu, gdy ich cala wola
była stężona do boleści.
Dość... Poco słowa te bez treści,
posępny pacierz nocnej ciszy,
który las tylko ciemny słyszy,
choć się w nim ludzkie serce mieści.