Nie można was samych zostawić
Nawet na pół godziny!
Co to jest? Kto to ustawił? Zabrać! Fatalnie! Źle!
Mówiłem: bardziej na prawo. I wyżej. A to co? Kpiny?
Ja wam pokażę kpiny,
Kiedy się jest w atelier!
Ja wam!! ‒ ‒ ‒
Gdzie Douglas? Śniadanie?
Zawsze i wiecznie śniadanie.
Douglas‼ No właśnie. Zaraz. Tam staniesz, gdzie stałeś.
No stań‼
Tak. Teraz panie przechodzą…
No? Idą… Szepty… Zmieszanie…
Wolniej! Wolniej! A teraz ‒ podchodzisz do jednej z pań.
I tu ‒ jak piorun ‒ nagle ‒ nóż ‒!
I krzyk! No wbij‼ No już! No już‼
I tłum, i wrzask, i błysk, i grom,
I bomby huk ‒ i runął dom!
Billy! Uwaga! W centrum rzuć!
No! No‼
Za późno. Bydlę. Wróć.
Nikt
Nic
Nie rozumie.
Rozebrać dom. Ta ulica
Będzie szła dalej. W pustkę. Jakby do morza. A tam
(Niech pan uważa, Fersen!) upiorny łeb księżyca
I wielki cień ‒ rosnący. Rosnący cień. Douglas sam.
I kiedy w mrok wypłyną te cztery srebrne damy,
Cień runie jak gilotyna! I zetnie księżyc. O tak.
To będzie ta bomba. Rozumiesz? Nie bombę, lecz księżyc
rzucamy!
Nie śmiać się, chamy‼ Uwaga. Billy, uważaj na znak!
Milczeć!... „Scenariusz! Scenariusz!” Scenariusz tutaj ‒
to ja.
Ja widzę prawdę na świecie. I ja ten świat poprawię.
Świat nie jest fotogeniczny, świat straszne błędy ma.
J a go ‒ ustawię!
Robimy nowy film!
Super-hiper-nadarcydzieło!
Przełom!
Puścić na świat
Wszystkie jupitery!
Miliardy, tryliardy świeć!
Tak. O, jak jasno! Teraz widzę was, statyści, fuszery,
Coście sknocili życie ‒ taką piękną rzecz!
Uważać.
Mój nowy scenariusz
Będzie właściwie bardzo stary
I wszystkim dobrze znany…
Pan przedsiębiorca
Może być całkiem spokojny o swoje dolary.
Wrócą mu się. Jeszcze zarobi,
Jeśli w odwiecznym scenariuszu
Zrobi się pewne drobne zmiany.
Zaczynamy.
Scena pierwsza.
Raj. Adam i Ewa.
W cieniu drzewa.
Żona i mąż.
Wąż.
To wszystko zostawiamy.
Rozmowa. Słynne kuszenie.
Zbliżenie.
Scena druga.
Pole w całej rajskiej, wiosennej krasie.
Dzień słoneczny. Abel bydełko pasie.
Zbliża się Kain. Rozmowa obydwu braci.
Sprzeczka, coraz gorętsze słowa.
Akacja się szybko rozwija,
Kain zamierza się,
Abel krzyczy: „Bracie”!
I tutaj ‒ stop! Przerwa! Zmiana!
Kain Ablowi nie zazdrości trzody!
KAIN ABLA NIE ZABIJA!!!
Kain wyciąga rękę do zgody,
Zapomina o zawiści!
Bo to jego BRAT!
Rozumiecie, panowie statyści?
Scena trzecia.
Kain i Ablem, pogodzeni,
Razem Bogu składają ofiary.
Duet. Pieśń miłości, nadziei i wiary.
Melodia słodka i czysta
W niebiosa płynie…
Stop! Kto tam przeszkadza?
Pan przedsiębiorca? Pan kapitalista?
Że co?... Aha! Że pan
Nie dopuści do żadnych zmian!
Że pan woli ten scenariusz stary!
Żeby zawiść i zbrodnia zostały!
Bo inaczej ‒ ‒ hallo! ‒ ‒ nie słyszę ‒ ‒
Bo inaczej co?
Aha!
Wycofa pan kapitały!...
Ano cóż… w takim razie
Zostajemy przy dawnym obrazie,
Kręcimy go dalej.
Jak to tam było? Na czymeśmy go przerwali?
…Upiorny…strzęp… księżyca…
Czy tak?
Ulica… cień… Douglas sam…
I co? No? Ani rusz…
Aha! Już wiem! Już!
Bomba i nóż!
Bomba i nóż!
Bomba i nóż!