Czemu płaczesz, czemu zawodzisz,
Siedząc nad rzeką Babilonu,
Zapatrzony w wodę lazurową?
Wiew gołębio-siwy skronie twoje chłodzi,
Niebo kołysze się miłosiernie nad głową.
‒ Z niebem w głębinie się chwieję,
Tonę, jak ono tonie.
Płaczę wielkość twoją i świetne dzieje,
Sine miasto, wieczny Babilonie!
Rozgwarem wszystkich narzeczy,
Formami miliarda rzeczy,
Dziełami wieków i tłumów
Wrzaskliwie do mnie gadasz.
Na wieżę, na ciężkie schody
Pną się zmęczone narody,
A ty się pod nimi toczysz,
Ulicami jak trup się rozkładasz.
Z suteren i poddaszy
Wyszliśmy biedni z nauczycielem naszym,
Świętym, wiedzącym człowiekiem.
Pięści zaciskał, krzyczał,
Ale nikt go nie słyszał,
Stratowali go natłokiem maszyn.
Grób zrosiliśmy łzami,
Sieroty pod gwiazdami,
Ciemni, gniewni i prości.
I rozproszyliśmy się, samotnicy,
Po grzmiącej pysznej stolicy
I nie ma nam słowa i mądrości.
Widziałem tam groźne domy,
Tysiącpiętrowe ogromy
Ze szkła, kamienia i stali.
Dźwigami, tłokami, windami
Czas pędził pod stopami,
Lawiną w przepaście walił.
Spod ziemi, jak błyskawice,
Biją świecące ulice,
Na place tryskając mrowiem:
W pętlice śmiertelne się wiążą,
Padają i krzyczą, krążąc:
„Skończył się człowiek!”
Nad ziemią w stalowej sieci,
W srebrnej trzeszczącej zamieci
Tłucze się ptactwo motorów,
W dal bożą, w ciemne bezkresy
Strzelają celne ekspresy
Ogniami meteorów.
Widziałem umarłą chwałę,
Dostojne trony zmurszałe
I puste komnaty złote,
Gruzy, nędzne pamiątki,
Sztandarów bezduszne szczątki
I armat głuchą martwotę.
Widziałem rozkosz i mozół,
Wolę, niewolę i rozum,
Miłość, cierpienie i grzechy,
Zbrodnię i wielkość, i świetność,
Nędzę, potęgę, szlachetność,
Ale nie ma samotnemu pociechy!
. . . . . . . . . . . . .
1924