Chaplinowi
W pustej golarni siedzą fryzjerzy pod ścianami.
Patrzą, czekają, gości nie ma, więc nudzą się.
Sami się czeszą, sami się golą, sami, sami,
Mówią, co wiedzą, drzemią i chrapią, i budzą się.
Idą do okna, nic nie ma w oknie.
Wracają do luster, w lustrach - fryzjerzy,
Gładko uczesani, ulizani żałobnie,
Upudrowani, piękni fryzjerzy.
Gazetę czytają, czoła trą i gwiżdżą.
Chodzą, czekają na rzecz obcą, rzecz inną.
A tymczasem przed lustrem kłaniają się i mizdrzą,
Ziewają, połykają senność pustynną.
Będzie burza, w miasteczku sino, koguty pieją.
Fryzjerzy się boją, chodzą prędko - już grzmi,
Fryzjerzy płaczą, fryzjerzy śpiewają, fryzjerzy szaleją,
Zwalniają kroku i nagle chodzą a ralenti.
Podnoszą ręce bardzo powoli, bardzo powoli,
Kręcą głowami bardzo powoli i chodzą z łaski.
I niemym szeptem ruszają ustami, wpatrzeni w stolik,
W niklowy przedmiot, który ich urzekł śmiertelnym blaskiem.
A teraz się wiją, włażą na ściany, ulewę słyszą,
A teraz się płaszczą przed lustrem zdumionem - "patrz! tam! tam!"
Fryzjerzy tańczą, fryzjerzy krzyczą, w powietrzu wiszą
I aniołami fruwają w głębi lustrzanych ram.
Z tomiku Rzecz Czarnoleska (1929)