Jesteś z mężem w Zakopanem,
A ja z Łodzi listy piszę,
Listy czarne, umęczone.
Mąż twój słynny jest poeta,
A ja, śmieszny, chudy chłopak,
Piszę czarne, ciężkie zdania.
Mąż twój świetnie jest ubrany,
Uczesany, wygolony,
l co dzień bielizną zmienia.
A ja, czarny i nerwowy,
Wykrzywione mam obcasy
I zacerowane spodnie.
Mąż twój w jasnym garniturze,
Leżąc w cieniu na fotelu,
Pije zimną limoniadę —
I artykuł długi czyta
O tym, że jest mądry, słynny,
Znakomity i genialny.
A ja, nędzny i spieczony,
Chodzę czarny w skwarnym mieście,
Ścieram kurz i pot, i troskę
Z ostrej twarzy nie golonej.
W domu kładę się gorący
Na kanapę ceratową
I rozmyślam, jak tu zacząć
Sto dwudziesty list do ciebie.
Leżę czarny i zmęczony,
Aż mnie ciężki sen zabija,
A gdy budzę się — jest wieczór
Różowawo-popielaty.
Wiec wychodzę, chodzę, chodzę
I wrykuję się w kamienie,
Płaczę, lecz udaję katar
Przed znajomym napotkanym.
A ty z mężem po kolacji
Pijesz wino przy stoliku,
Uwerturę z "Orfeusza"
Gra orkiestra uśmiechnięta.
Wszyscy wam się przyglądają,
Podziwiają twą urodę,
O talencie twego męża
Szepcą z wielką rewerencją.
Mąż twój, rzewnie podchmielony,
Mówi wreszcie: czas do domu ...
Wychodzicie roziskrzeni
I mąż trzyma cię pod ramię.
A ja, czarny, na ulicy
Kombinuję, kombinuję:
"Jeśli w czwartek list wysłałem,
To już mogła być odpowiedź".
Słuchaj — uderz męża w mordę
I wybiegnij w noc pod gwiazdy,
Pomyśl o mnie, przedstaw sobie
Mnie, strasznego chłopca z Łodzi!
Bo ja krzyczę tam z tęsknoty
I wytężam senne oczy,
I zgarbiony siedzę, piszę,
Piszę groźny list do ciebie!