Biruta

Daleko morze — a góra nad morzem,
Wysoko niebo — gwiazdy na niém świecą.
Pomiędzy nieba, między wód przestworzem,
 Wiatry jadą, chmury lecą.
Na górze błyszczy z ołtarza Praurimy
 Światło niezgasłe wiekami —
 A nad świątynią unoszą się dymy,
I wspinają do nieba czarnemi rekami.
 U ołtarza,
Siedzi przed ogniem litewska dziewczyna,
Modli się cicho i ogień rozżarza,
Który jéj piękną i bladą twarz oświeca,

O Wejdalotko, poźna noc na niebie,
 Czy sen ci powiek nie mruży?
I duchy chodzą? Czy nie strach na ciebie?
 Nie strach ci wiatrów i burzy?
I wilcy wyją i puhacze krzyczą
 O Wejdalotko, tyś sama — w téj porze
Czemuż twych powiek miękkich snów słodyczą
 Noc ukołysać nie może!

Ktoś idzie? idzie — mignął cień zdaleka
Duch to zapewne w postaci człowieka,
 Mara z wszelkiego świata,
 Co z znajomemi witać się przylata,
Po nad łoże kochanki, po nad chatę brata?
Nie — to rycerz — spojrzała Wejdalotka blada —
Krzyknęła i w objęcia nieznanego pada
A ogień ciemno-czerwono się pali —
I przygasł całkiem kiedy się witali.
— Biruto! w koło pusto i ciemno,
 Rzekł nieznajomy — Czy pojedziesz ze mną?
 Koń na nas czeka — druhy nas zasłonią —
 Ojciec twój nie wie — twoi nie dogonią.
Porzuć ten ołtarz — sto dziewic za ciebie —
 Pół mojéj ziemi, całą ziemię moję —
 Oddam Krewejcie, w świątyni zagrzebię.
 I gniew Perkuna rozdroję,

Ludzie będą milczeli — krewom ja zapłacę
 Złote świątynie postawię —
Wszystko im oddam — czego zażądają
 Jednéj im tylko ciebie nie zostawię —
Już w Trokach ślubni czekają Swalgoni,
I szczęście długie.

 — I kara Praurimy!
Rzekła Biruta cichym strachu głosem:
Kunigas z ludźmi nie walczmy i z losem —
Mnie do ołtarza przykuto od młodu
A choć dziś serce gdzieindziéj odwodzi
Przysięgam Bogom — powiedz czy się godzi —
Dla chwili szczęścia, które mi się śmieje
Wyrzec przysięgi i Bogów i wiary?
Nie los rozdzielił — zostańmy tak panie —
Zdala od siebie.

 O! tak nie zostanie
Kiejstut bez ciebie! niech mnie zemsta kary,
Niechaj mnie ściga piorun Bogów Boga
Dam mu ogniska, kapłanów i modły,
A jeśli zechce w świątyni progów,
Spalę puszcze litewskie na błagalnym stosie.
Błagać, modlić się będę u świątyń przykuty —
Dam im wszystko, tak wszystko — wszystko prócz Biruty.

 W Trokach czekają z weselem.
Jedźmy, niech na moję głowę
Zemsta, spadnie kara Bogów.
Słyszysz ten tentent konia, iż strzyże uszami,
I ku Trokom pogląda? Słyszysz chrzęsty zbroi —
Słyszysz dzwonki? mój sokół uderzył skrzydłami.
 U progu koń mój, sokół, towarzysze moi,
 Wszystko na ciebie czeka,
 — A ja — jechać nie mogę —
 Jedź Kunigas, jedź w drogę!
Droga twojego życia jasna i daleka.
Znajdziesz i dziewic do wyboru wiele
 I z inną w Trokach odprawisz wesele,
Mnie porzuć tutaj u świętych ołtarzy.
 Sercem tam mojém za tobą pogonię —
 Nieraz łza spłynie po twarzy.
 I w świętym ogniu utonie —
 Bądź zdrów.

 — O! nigdy — dochowałaś wiary
Na mnie przekleństwo i kary —
Rzekł i pochwycił rękami
Usta do ust jéj przyłożył
Pieścił jak dziecię i cieszył słowami,
I na koń biedną Wejdalotkę złożył.
A konia zwrócił ku litewskiéj stronie —

I tuman kurzu uniósł się za niemi —
Ogień ołtarza w oddaleniu płonie —
Blednieje, niknie i nic już na ziemi
Nic im nie świeci — W niebie gwiazdy świecą
I wiatry świszczą i obłoki lecą.

 W Trokach Swalgoni, wesele,
I długie lata szczęścia i smutków tak wiele.
Po latach długich, po śmierci Kiejstuta,
Na brzeg rodzinny wróciła Biruta,
Gdzie ją pierwsze młodości przysięgi przywiodły,
 Na odpoczynek i modły.

Tutaj kiedy świątynię wywrócono starą,
Ona pod jéj zwaliskiem z swym ogniem i wiarą
 Spoczęła z Bogami swemi,
Ostatnia Wejdalotka na litewskiéj ziemi.

 4 Sierpnia 1836 r.

Czytaj dalej: Zima - Józef Ignacy Kraszewski