Preludium

o świcie wybuchły ptaki z mosiężnych ról
smukła kobieta jasność przyniosła na głowie


dzwony nienasycone kołyski muzyczne
wspominać wspominać zapominać


powiewie różowy jak twarz dziecka
płomyku podcinający niewysoką trawę
ciemnym kwiatem makowym skinę
nieruchomy zapach uderzy mnie i zginę

jeleń stoi u źródła struga szepce ave

Czytaj dalej: Zima - Józef Czechowicz