Elegia niemocy

stą­pa­ją po­sło­wie nocy
w cięż­kich sza­tach z bu­czac­kich ma­kat
sza­fi­ro­wy żwir spod ka­ro­cy
za­ska­kał
idę z or­sza­kiem je­sien­nym
bul­wie j ą po­etom śpie­wy
ciem­ny
pry­cha koń we skrzy­dłach ognio­bre­wy

w do­li­nie tej za li­ściem liść
jak pie­czę­cie spa­da­ją na rude traw nie­bo
iść do­kąd iść
z wier­szem jak dym nie­po­trzeb­nym

po­słu­gi­wa­ły mi bu­rze
wi­dzia­łem dno
cień mnie swym gło­sem urzekł
apo­ka­lip­są zbu­dził
czy to
jest spra­wa lu­dzi
opo­wia­dać komu
nucę
po­wi­nien bym bły­skać i grzmieć
tak oto snu­ją się sło­wa li­sto­pa­do­we
szem­rzą­ce sen­nym li­sto­wiem
o czas
o ręce pu­ste
nie mieć bia­łe­go gro­mu
a chmu­rę mieć

Czy­taj da­lej: Zima – Józef Czechowicz