Coda

fale cho­dzą ci­chut­ko
z dru­gie­go brze­gu od ba­gien
pro­wa­dzi we­so­łą łód­kę
ło­po­czą­cy ża­giel

twarz ry­ba­ka w re­flek­sach wio­sny
ka­pe­lusz nad nią sto­ży się wy­so­ki
ogo­rza­łe ręce po­grą­ża­ją płyt­ko wio­sło
bu­rząc w wo­dzie ob­ło­ki

one i ża­giel za cy­pel pły­ną pro­sto
pod wierz­bę ob­cią­żo­ną zło­ci­stym okwia­tem
w mil­cze­niu plam świa­teł
luby jest po­stój

taki w pa­mię­ci pej­zaż się otwie­ra
choć dzień nie­je­den go po­krył
je­zio­ro na li­twie na­zy­wa­ło się wie­ro
ten ry­bak bog­dan mo­dryj

my­ślę mia­sto nie­bo w łu­nie ru­da­wej
tam zdzie­ra płu­ca we wrza­sku od­lew­ni wen­tyl
pod kra­ta­mi mo­stu okręt za­wył
stocz­nie re­mi­zy dy­mią
wszyst­ko ce­nię ceną le­gen­dy
krzyk mia­sta ci­szę na ło­dzi
le­gen­dą ol­brzy­mią dzień jak co­dzień


Czy­taj da­lej: Zima – Józef Czechowicz