Dziewczę zdradza mię niewierne
I zatruwa dni me młode,
Więc nad rwiącą biegnę wodę
Skończyć życie to mizerne.
Stałem tam z rozpaczą ciemną,
W głowie czułem straszną spiekę,
Omal, że nie wpadłem w rzekę,
Świat się cały kręcił ze mną.
Naraz słyszę, że ktoś woła;
Zwracam w lot tamtędy oko:[4]
„Ach, uważaj! tam głęboko“
Mówi jakby głos anioła.
To nie anioł, ale żywa
I prześliczna jest dziewczyna:
— „Jak się zowiesz?“ — „Katarzyna“ —
— „O Kasiuniu, tyś poczciwa!“
„Tyś od śmierci mię zbawiła,
Tobie winien będę życie;
Jednak trzeba, moje dziecię,
Żebyś je uszczęśliwiła“.
Skarg na zdradę mej kochanki
Słucha skromnie zapłoniona —
Ja całuję.... a i ona....
I o śmierci ani wzmianki.