Wino

Dziewczyno, dziewczyno,
został mi tylko śpiew, zostało wino,
bo ciebie już nie mam, dziewczyno!...

»Nie mów, że kochasz...
Patrzę w twe oczy:
czasem w nich tylko błyśnie skra — z pod zgliszczy;
patrzę na usta twoje purpurowe:
czasem drgną jeszcze,
jak gdyby znowu ust mych chciały...«

O, biały!
o, złoty mój kwiecie!
Jednaś mi była, jednaś jest na świecie...

Hej! hej! śpiewać sobie będę
o tych jasnych oczach twoich,
które jam całował —
dawno już...!

Będę sobie śpiewkę śpiewać
o tych ustach twych, dziewczyno,
co są słodsze, niż to wino,
które każę tu nalewać
w lśniący kruż,
krwawe wino, które piję —
hej! — dziewczyno moja!

Nie, nie jesteś ty dziewczyna
i nie jesteś moja.
Nie ja ciebie brał od matki,
nie ja w kraśne stroił kwiatki
twą spłonioną skroń, —
tyś nie zemną poszła w życie,
nie mnie białą dałaś dłoń
i miłość pierwszą, dziewczęcą,
i usta jeszcze niepocałowane
i piersi białe,
co szczęścia nie znały jeszcze
i drżą
na myśl o szczęściu — nieznanem, przeczutem,
i płonią się całe,
że drżą...

Dobry jest Pan Bóg i dobre jest wino,
które dał smutnym ludziom ku pociesze!

Śmiejmy się z tego! —
Niech płyną
te strugi wina — jak krew czerwone,
jak twoja młoda krew,
a tak ogniste, jak twoje uściski,
w których się człowiek, obłąkania blizki,
jednem pragnieniem staje
i zapomina
w otchłannym szczęścia obłędzie,
żeś ty jest cudza i żeś nie dziewczyna...!
Niech płyną te strugi wina
upajające, jak twe usta młode,
które kto inny całował
— przedemną
i po mnie inny znów całować będzie, —
rozkoszne usta,
zabijające swą straszną słodyczą
tajemną —
i wonne
jak róże, co się do słońca rozśmiały...

O, biały!
o, złoty mój kwiecie!
Jednaś mi była, jednaś jest na świecie!

Perli się wino, jak czerwona krew...

Gdzieś tam w cyprysach jęczą słowiki,
skarżą się, śmieją, zawodzą, —
a pachnie bzowy krzew,
a wielkie łuny zachodu
odchodzą
na morze,
na sine morze dalekie...

Perli się wino...
ty moja jesteś! mojaś jest — dziewczyno! —
Wszystko nieprawda!
ten żal — i ból,
i to rozdarcie serca, ta tęsknota,
i to, że inny
dotknął twej dłoni, albo dotknie kiedy — —
Wszystko nieprawda! — oto jesteś — złota —
tu przy mnie,
oto cię biorę za białą dłoń
i wiodę
w jakieś cyprysy szumiące
na skałach,
nad jakąś srebrną od księżyca wodę,
srebrną jak nasze kochanie — to młode,
a twoje oczy — jako dwa miesiące
błyszczą mi — jasne...
Czy sen?

Cicho bądź, cicho... Jeszcze jedna szklanka
czarodziejskiego wina...
Mojaś jest, moja — ty kochanka,
jedyna,
ty — kwiat, ty — szczęście,
ty wszystko moje!
Idziemy — w dal
oboje
po wysrebrzonych grzbietach modrych fal,
za nami już
i bój, i żal,
a błyszczą mi oczy twoje
— słyszysz słowiki
wśród róż? —
a twoje włosy pieszczą moją skroń
i pachną...
— czy czujesz bez? —
a twoja dłoń
w mych ręku drży,
do zaklętego idziemy ogrodu,
gdzie niema smutku, niema łez,
o, ty! — o, ty! — —
kochana...
Szczęście przed nami, czy wiesz?
jako ta złota łuna zachodu...
— daj ust, — tu kres...

Czy dusza twoja przyszła do mnie?
— Cyprysy się w wietrze zachwiały — — —

O, biały!
o, złoty mój kwiecie!
jednaś mi była, jednaś jest na świecie...

Dobry jest Pan Bóg i dobre jest wino,
które dał smutnym ludziom ku pociesze!

Werona.

Czytaj dalej: Westchnienie - Jerzy Żuławski