Szare niebo z ołowiu, ciężkie i złowieszcze
całą ziemię przygniotło. Pobladła, zlękniona,
w martwej ciszy zastygła, z blasków okradziona
ziemia czuła, że straszne spadną wkrótce deszcze.
Z wichru świstem wstrząsnęły światem trwogi dreszcze,
płacząc liściem już gnie się rzesza drzew zielona;
strach padł w ptaki, zwierzęta i w człowiecze łona:
uciekają, przed burzą skryć się pragnąc jeszcze.
Jeden tylko człek został. Dumny, nieugięty,
oczekując z rozkoszą błyskawic i burzy,
szeptał z cicha do siebie: Zmartwiał świat przeklęty!
Przybądź, burzo, bo spokój dławi mnie i nuży!
wygryź gromem z powietrza starej pleśni męty;
błyskawicom i grzmotom moja myśl zawtórzy!