Patrzaj przyjacielu, staw się kołysze
Na wiosnę tak gwałtownie, jesienią smutniej, ciszej.
Przyszło tu dużo chłopców i odwiązało łódkę -
Żebym to ja tak łatwo przepłynąć mógł po smutku.
W tym białym, ciasnym domu chodzą różni panowie.
Rysują coś na tablicach, mówią słowo po słowie.
W mądrości swej okrutnej nie spojrzą nawet w okno.
Jak drzewa potargane pod srebrnym deszczcm mokną.
Tak ich to mało wzrusza i tak im wszystko jedno.
Czy liście są zielone, czy oczy smutkiem więdną.
Ja nigdy ich nie pojmę i chyba nie zrozumiem,
A oni mnie - to trudno - za mało widać umiem.
O, patrzaj przyjacielu, przez ciężkich chmur szeregi
Nalewa mnie radością słońce po same brzegi.