Żeglarze

Piękny ranek. Białością błyszcząca
Pierś połyska dumnego okrętu.
Statek pędzi i w biegu roztrąca
Srebrne fale sinego odmętu.
Cóż mu skały, mielizny, tumany?!
Przybądź burzo i wichrem zaszalej!
Przez wzbudzone wód głębie, orkany
Statek pędzi i dale i dalej
Chmurny błękit skrywają z pośpiechem,
Albatrosa ujrzano na chmurze,
I zawiało na groźbę oddechem
Zwiastującym i walki i burze.
Krwawe chmury wciąż słońce skrywały
I na falach straszliwych ogromem
Piękny okręt nadzieją zuchwały
Stał się łodzią mizerną — atomem.
Nadbiegały wciąż fale po fali,
Czarne mroki w około gęstnieją...
Lecz niestety!.. Żeglarzom w oddali
Nie świeciły latarnie nadzieją.
I spokojna znów morza dal sina.
Wiatr nie wzdyma z kryształu przestrzeni,
Lecz żeglarze, gdzie wodna głębina,
Już w czarownym spokoju uśpieni.
Im nie straszne ni wichry, ni fale,
Ni mielizny, ni geste tumany,
Ponad nimi olbrzymie korale,
A pod nimi piaszczyste dywany.
Nawet we śnie nie marzą już pono
O widoku rodzinnych wybrzeży,
I że w mrokach latarnie zapłoną,
Kiedy okręt do celu dobieży.

Czytaj dalej: Serenada - Janka Łuczyna