Zwróć na mnie oczu swych gasnące gwiazdy.
Nic to, żeś blady, żeś zmizerniał druhu —
Rzecz najważniejsza nie upaść na duchu!
Nie mów mi, jakie walki i podjazdy
Masz już za sobą moje drogie chłopię.
— Żeś wiele cierpiał, widzę po twej twarzy. —
Lecz nie będziemy mieć miny grabarzy,
Choć z nas niejeden grób swój własny kopie.
Nie mów, bo mowa już dzisiaj uboższą
Niż czyn — więc tylko patrzmy sobie w serce.
Niedługo śniegu puszyste kobierce
Pokryją ziemię nam wszystkim najdroższą.
Kończy się jesień gdy żołnierz tak moknie,
Że się do kuli rwie lub do powrozu.
Niedługo kwiaty brylantowe mrozu
Zakwitną tobie na szpitalnym oknie.
Kwiaty te starczą ci za liść wawrzynu,
Lecz gdybyś bracie z nowej wiosny tchnieniem
Był tylko marą albo bladym cieniem
Wiedz, że nie zginie piękno twego czynu.
Ale żyć będzie w drzew ojczystych szumie,
Kwitnąć na łąki puszystych kobiercach,
Krzewić się w duszach i we wszystkich sercach,
W żałobie matek i ojców twych dumie.
Będziesz pochodnią, podczas nocnej pory
Przyświecającą idącym stuleciom,
Cudowną bajką, przez piastunki dzieciom
Szeptaną, w długie zimowe wieczory.
Widzisz — gawędka chwile cierpień skraca.
Przez łzy się do mnie uśmiechnąłeś druhu.
Rzecz najważniejsza nie upaść na duchu,
Choćby iść trzeba tam, skąd się nie wraca.
Źródło: Płomienie, Henryk Zbierzchowski, 1916.