Lubię w ogrodzie znaleźć się w tej porze,
Kiedy najsilniej złote słońce świeci
I z ławki patrzeć na zabawy dzieci,
Od których wzrok się oderwać nie może.
Tyle radości jest wkoło i blasku,
Że pod mych marzeń przędziwem pajęczem
Biegam wraz z dziećmi za szczęścia obręczem
I przesypuję deszcz srebrnego piasku,
Albo nachylam się z emocji blady
Nad studnią pełną małych okręcików
I ślę wraz z dziećmi wśród wojennych krzyków
Niezwyciężone z papieru armady.
Czasami znowu wzrok mój się zatrzyma
Na wózku, w którym śpi różowa małość:
Jest w tym obrazie taka doskonałość,
Że długą chwilę piję go oczyma.
Bo czyż zdołają malarze najszczersi
Odtworzyć pędzlem choćby sztuki księcia
Ten czar uśmiechu śpiącego dziecięcia,
Które na słońcu śni o białej piersi.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.