Ileż to razy człek w krainie ducha,
Chciałby zapomnieć o ziemskim padole,
I chciałby skruszyć żelazną niewolę,
Która go wiąże do nieszczęść łańcucha.
Chociaż swe loty wybije nad chmury,
Myślą, jak strzałą strop niebios przenika,
Cofnąć się musi, — bo nie ma języka
Jakim ma mówić do Stwórcy natury.
Wraca — chce śpiewać co widział, i smutnie
Patrzy, na nicość swych promiennych tworów;
Bo choć od ziemi pożyczy kolorów,
Niebiańskich tonów, nie wieje w swą lutnię.
I próżno żąda siłami wszystkiemi,
Skruszyć swe pęta, lecieć w złudzeń kraje!...
Gdy zwichnie skrzydła, dopiero poznaje
Że on jest wiecznie przykuty do ziemi.