Gdzież jestem?... czy to jurta kirgizkiego hana,
Co jak łódka po morzu, po stepach żegluje?...
Której gwiazda, jak diament z zawoju sułtana
W doliny tulipanów nomadom przodkuje.
Czyli jestem pod niebios płonących namiotem
Pod którym wiecznie błędne snują się Araby?
I widzę pienia wieszczów wypisane złotem,
Na jedwabiach zdobiących jedną z bram Khaaby.
Czy to harem w balsamów owiniony tchnienia?
Kędy basza na łonie wschodniej odaliski,
Śród kwiatów, śród słowików, śród szmeru strumienia,
Pieszczotami opłaca kupione uściski;
Lub w śnie narkotycznym siódme marzy nieba,
Widzi w kioskach Edenu, dziewicze piękności,
A nie pamięta o tem, że po nie iść trzeba,
Przez most, nad przepaściami wiszący wieczności.
Lecz dla czegoż ten widok, co myśl mą weseli,
Zmienia się, na przedmioty żałobą pokryte,
I jest jako marzenie, co z duszy wystrzeli
W krainę ideałów — a spadnie rozbite.
Wytłomacz mi Adolfie co to wszystko znaczy?
Może to zmienne życia naszego koleje:
Z jednej strony różowo, — to niby nadzieje,
A z drugiej wszystko czarno, — to obraz rozpaczy.