Ojcze, z twej laski niczegom nicgłodna.
Aleś zapomniał, żem sama została!
Wyczerpaj dla innie twoje dary do dna.
Gdy cię nic widzę, jakbym nic nie miała.
Ciebie najpicrwej witam obudzona,
Dziennej tęsknocie z ciężkością wydołam:
Kiedy co piszę, twe kreślę imiona.
l kiedy śpiewam ciebie ja to wołam.
Często, żałosna, poglądam w tę stronę.
Kędy podróżny podróżnego goni,
l po szlaku mi kurzawy wzniesione
Nadzieję czynią twych wozów i koni.
Ale poznawszy. że ktoś mi nieznany,
Myślę: "Ojciec to jakowyś bez inała,
Może do córki śpieszy ukochanej,
Co mu się lepiej zasłużyć umiała".
Ta myśl duszę mi przenika stroskana!
I chociaż mało nadziei odbieram,
Chociaż niewarta, bym była kochaną,
Środkiem leź w oczach jeszcze cię uzieram.
Powracaj, ojcze, powracaj, zaklinam!
Patrzyć mi na cię największą pieszczotą.
Bo wtenczas tylko o tym zapominam,
Że nie mam matki i jestem sierotą.