Canzona 6 (Szlachetny duchu, który władasz dziatwą)

Autor:
Tłumaczenie: Felicjan Faleński

Szlachetny duchu, który władasz dziatwą,
Wśród której życia raczysz stać gospodą,
O! wielce zacny, coś się jął buławy
Do której tylko dzielne czyny wiodą,
(Laska to, którą Rzym pasterski, łatwo
Z manowców lud swój zwie ku drodze prawej) —
Ku tobie zwracam pieśni mej zabawy!
Bowiem gdzież indziej cnota dziś lub chwała?
Srom znającego gdzie dziś znajść człowieka?
Italia nasza czegóż dłużej czeka?
Czyżby już własnych cierpień znać nie miała
Bezczynna i osowiała?
Snemże jej grobu spać? i niktże z ludzi,
Choćby za włosy wziąwszy ją, nie zbudzi?

Wątpię, czy kiedy gnuśne rzucić łoże,
Głos ją czyjkolwiek kiedykolwiek skłoni,
Tak jest zgnębione jej bezwładne ciało!
Ztąd nader słusznie, w dzielną moc twej dłoni,
Co jedna wstrząsnąć je i dźwignąć może.
Rzym, głowę naszą, przeznaczenie dało —
Więc w włos szanowny palce zapuść śmiało,
I sprzęgnij w jedno sploty rozpętane,
Byś skrzepił niemoc hartem woli męzkiej!
Ja, którym krwawo jej opłakał klęski,
Przy tobie jednym całą duszą stanę —
Bowiem jeśli ród zwycięzki
Wzrok kiedy wzniesie ku swej własnej części,
Za dni twych tylko rzecz się ta obwieści!

Mury odwieczne, przed któremi cały
Drży świat, gdy spojrzy w przeszłość z mglistej dali,
Choć w grozie owej miłość mięszka na dnie —
Wśród których murów długi czas bywali
Tacy, co chyba łaknąć będą chwały
Wtedy dopiero, aż świat w gruzy padnie —
Słowem, co tylko, zmarłszy, śpi bezładnie,
Przez ciebie w niebo znów uniesie głowy!
O Scypionowie, Rzymu wierne dzieci!
Wiedzcież, iż waszych cieniów głos doleci:
Że się następca znalazł wam gotowy!
Toż i duch Fabrycyuszowy,

Gdy go obwieje wieść ta znamienita,
Rzym nasz znów dawnym Rzymem swym powita!

I jeśli kędy sprawiedliwość gości,
Każdy, kto w niebo idąc, tu zostawia
Proch swój, wraz zemną błaga cię: byś zbliska
Rzecz opatrzywszy, skarcić chciał bezprawia
Co nam zaparły wrota Łask Miłości.
Toż one wiodły w błogie dusz siedliska!
A dziś, wściekłością gdy się pięść zaciska,
Są gniazdem zbójców, których jak zwierzęta,
Gdy im się prawych wygnać ztamtąd zdarzy,
Wpośród obdartych z boskiej czci ołtarzy,
Nad miarę wszelką brudna chuć rozpęta.
O cóż za zgroza zawzięta!
Toż w dzwony brzmiące bije pomsta sroga,
Któremi indziej ludzie wielbią Boga!

Tłum kobiet łzawych, słabe niemowlęta,
Bezsilne starce, i ci, co w ponurym
Celu, od świata zbiegli jak najdalej,
Zakonni bracia wszelkich barw, i którym
Wśród tych kolei twardych precz jest wzięta
Otucha wszelka: — „Któż nas, kto ocali,
Jeżeli nie ty panie nasz!“ — wołali,
I przy tej skardze łzy tak gorzkie ronią,
Że ból w najdzikszem wzbudziłyby łonie.
Tak jest — spójrz w boski gmach ten, który płonie —
Dość żagwi kilka zgnieść tam silną dłonią,
A wnet ku ziemi się skłonią
Brudnemi dymy żądze rozgorzałe —
I czyn twój w niebie wieczną zyska chwałę!

Wrogów ludzkości czerń nieprzyjacielska,
W kolumnę naszą świetnie marmurową,
Raz wraz waliła ostateczną stratą;
Aż stał się wreszcie Rzym spłakaną wdową,

Która cię błaga: byś wyplenił zielska,
Zdolne jedynie kwitnąć jej kolczato.
Bowiem, już więcej niż tysiączne lato,
Jak owi dzielni w przeszłość są wgrzebani,
Co ją ku dawnej chwale wydźwignęli.
Więc nowy, nazbyt butny ród, jeżeli
Szanować nie rad matki swej a pani,
To ty chciej mężem być dla niej!
Tego też Święty ojciec jej zdaleka
Z twoich jedynie rąk z ufnością czeka.

Rzadko los wzniosłym przedsięwzięciom człeka,
Rad jest, gdyż owszem, rzadko nawet bywa
By im na wstręcie nie stał najzawzięciej.
Lecz ty, idź śmiało! z tobą moja tkliwa
Chęć, co win wszelkich odkupienia czeka,
I w drogę — wierz mi — szczęście ci się święci!
Gdyż, jeśli kiedy za ludzkiej pamięci
Śmiertelnikowi droga się usłała
Ku nieśmiertelnym szlakom, to jedynie
Kiedy zamierzył w świetnym dźwignąć czynie
Dostojną władzę, — i zważ: cóż za chwała,
Gdy ziemia wyrzeknie cała:
„Strzedz jej młodości innym dano było —
Ten ją przy schyłku wstrzymał nad mogiłą!“

Pieśni! jeżeli na Tarpejskim grzbiecie
Czczonego z cnót swych w Włoskiej ziemi całej,
Spostrzeżesz wreszcie rycerskiego człeka,
Powiedz mu: tak ci mówi ten, co przecię
Zdawna kochankiem jest twej dzielnej chwały:
— Rzym wielki na ciebie czeka!
On, łez dziękczynnych pełne mając oczy,
Od siedmiu wzgórków swych ku tobie kroczy! —

Czytaj dalej: Sonet 132 (Jeśli to nie jest miłość - cóż ja czuję?) - Francesco Petrarca