Posłuchajcie, bracia moi mili,
Skargi, która z duszy mojej kwili,
Bom ja straszne, Matka rozbolała,
W Wielki Piątek męki wycierpiała.
Bierzcie w serca smutną moją sprawę,
Bowiem na mię przyszły gody krwawe,
W Synu jednym radość miałam świętą,
A i tego z rąk mi na śmierć wzięto.
Ach, jak biednej ciężko, jak kobiecie
Widzieć w mękach jej wnętrzności dziecię!
Jak straszliwa była ta godzina,
Dusza we mnie krzepnie, gdy wspomina,
Jak jedyne moje to kochanie
Żyd niewierny dręczył niesłychanie.
Mój ty miły, Synu mój wybrany
Niechbym z tobą twe dzieliła rany!
Wszakżeś życie wziął mojego ciała,
Wszakżem tobie wiernie sługiwała.
Ach! choć słówko przemów do swej matki,
Niech w nim chociaż pociech mam ostatki,
Bowiem wszystkie moce we mnie mdleją,
Gdy cię tracę, moja ty nadziejo.
Gdybym mogła sięgnąć twego ciała,
Jakże bym cię pilnie wspomagała,
Pod twą głowę, krzywo pochyloną,
Własne bym ci podstawiła łono;
Krew ran twoich w mym sieroctwie smutnem
Jakbym szat mych obcierała płótnem;
Kiedy wołasz: - Pragnę! - W usta twoje
Brałbyś chłodne z moich rąk napoje;
Lecz, niestety, jakże ci usłużę,
Gdyś nade mną tak wysoko w górze.
Gabryjelu, błogi archaniele,
Obiecane kędyż twe wesele?
Powiadałeś - Zdrowaś, Panno, zdrowa -
A jam na śmierć chora białogłowa,
Rzekłeś: - Szczęścia świat ci pozazdrości -
A jam pełna smutku i żałości;
Próchnem we mnie każda kość, a ciało
Jak przedwczesną śmiercią mi zmartwiało.
Matki, którym płuży rozkosz błoga
Z miłych dziatek waszych, proścież Boga,
By wam dola nie przypadła taka,
Jak mnie z śmierci mego jedynaka,
Który cierpi w sposób na j zelżywszy,
Choć nikomu nic nie zawiniwszy.
Ach, już nie mam, ani w swej goryczy
Dusza moja mieć inszego życzy,
Jeno ciebie, Synu, coś mi z łona
W twarde krzyża wzięty jest ramiona.