Wiesz Miła Moja, że dom mój odwieczny
Był mi obroną i czymś jeszcze więcej.
Był jak schron w burzy, dobry, bezpieczny.
Dom nieświadomy, niemal niemowlęcy.
I oto weszłaś z miłości darem,
Jak z maków skwarnych płomiennym naręczem.
Zadrżał dom, zakołatał sercem starym
I po sufitach porozwieszał tęcze!
Nie ma już miejsca na nic, prócz na Ciebie.
Pełni się przestrzeń, rozwiewają ściany.
I w tej znaglonej, słodkiej bezpotrzebie
Dom się nachwiewa, wirem krwi pijany.